Geoblog.pl    pograbisz    Podróże    ameryka poludniowa 2009-2010    ostatni dzien w europie
Zwiń mapę
2009
05
lis

ostatni dzien w europie

 
Hiszpania
Hiszpania, Madrid
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 36452 km
 
Do Madrytu doleciałam w okolicach południa. Szybki odbiór bagażu i wio w kierunku informacji turystycznej, gdzie umówiłam się z Pierrem - francuzem zapoznanym podczas tripu po Boliwii. Pierre aktualnie studiuje w Madrycie i tak się złożyło, że w mieszkaniu które wynajmuje znalazło się dla mnie miejsce (i dla moich gratów, zajmujących więcej powierzchni niż ja sama). Fakt, mieliśmy trochę problemów by się odnaleźć, bo on stał nie tam gdzie trzeba, ja z kolei nie mogłam się do niego dodzwonić (z wrażenia zapomniałam kod PIN i nie mogłam uruchomić telefonu). koniec końców wpadliśmy na siebie fuksem, BA, wielkim fuksem, bo uwierzcie ciężko ‘wpaść’ na lotnisku ciągnącym się kilka kilometrów. Bajaras to prawdziwy kolos, o czym przekonałam się nie raz, a dnia następnego w szczególności (ale o tej historii troche dalej).

Wracając… Pierre pojawił się na horyzoncie, czyli dobra wiadomość - mam gdzie się podziać najbliższej nocy. Cmok cmok, przywitanie i ustalenie planu działania. Zanim dotarliśmy do jego mieszkania było dobrze po 14.00. reszte dnia spędziliśmy szwędając się w tętniącym życiem centrum, gdzie pełno kolonialnych uliczek oblężonych przez hiszpańskich studentów. Dotychczas w Madrycie bylam trzy razy tranzytem i nigdy nie udało mi się dotrzeć do plaza major; zawsze lądowałam w retiro park, na trawniku lub pod drzewem. Tym razem pogoda nie sprzyjała parkowemu leżakowaniu, za to była odpowiednia do eksploracji miejskich zakątków. Po 17 odstawiłam Pierra na uniwerek na 2 godziny, w tym czasie wróciłam do mieszkania i odsapnęłam chwilkę. Pod wieczór Pierre dołączył do mnie i razem udaliśmy się do pubu, gdzie czekali na nas jego znajomi – erazmusy z rożnych zakątków świata – Kolumbii, Meksyku, Francji, Belgi i Korei. Miałam okazje pospikac kastejano, haha, pierwsza klasa! Zulus mieć Zulus chcieć i takie tam koślawe frazes;) oczywiście nie ma co się załamywać, za rok będzie lepiej (przynajmniej taką mam nadzieję). Po północy wracamy do domu… przepakowanie ciuchów i gorący prysznic nie zajęły mi więcej niż pół godziny. Perspektywa najbliższych dwóch dni nieciekawa - kloszardzenie albo w samolocie, albo na lotnisku (13 h w Caracas: bang bang), co tym bardziej pozwoliło mi docenić wygode lóżka, na którym spałam tej nocy. Miękko, ciepło i szeroko… tak niewiele potrzeba do szczęścia.

Lot do Wenezueli 12.45, czyli jest szansa na odespanie ostatniej, zarwanej nocy. Z drugiej strony ciężko się wyspać będąc pod wpływem silnych emocji. prawdziwy koktajl mołotowa, w skład którego weszła panna ekscytacja i pan przerażenie. Panna radość i pan niepewność, panna podniecenie i pan zawahanie, takie to oto pary, ale ponoć przeciwieństwa się przyciągają. czyli zupełnie tak samo jak 4 msc temu. Tym razem licze tylko na siebie (syla, jak dobrze było cie mieć u swego boku;)). 20 kg na plecach, 100 kg doświadczeń z pierwszej wyprawy, nadwaga pozytywnego nastawienia i 5 deko spenisza. Proporcje może dalekie od ideału, ale nikt nie powiedział, że w życiu jest lekko, prawda.

9.30 wsiadam w metro, czyli ponad 3 godziny do odlotu – wydawać by się mogło wystarczająco, w praktyce jednak nie bardzo. Nie rozwodząc się nadto, napisze jedynie ze zdążyłam rzutem na taśme, a stresu było co nie miara. Sponizc się na lot, oj to by bolało… nieszczęsny Bajaras ma 4 dlugasne terminale, a mi przyszlo szukac mojej Iberii na tym najdłuższym i do tego trzypiętrowym. 2 godziny biegania po lotnisku z wywieszonym jęzorem i bólem w kręgosłupie. Wniosek pt ‘wzięłaś za dużo gratów, połowe trzeba wyrzucić’ przyszedł szybciej niżeli się spodziewałam. Skoro jesteśmy przy lotniskach to wspomne tylko, ze aktualnie zalegam w Caracas. Jeszcze 10 godzin do mojego przeznaczenia o imieniu Avianca. U was jest ciemna noc, tutaj dopiero 19.10, czyli godzina wczesna, a mimo to ludzi brak. Siedzę sama wśród sklepów duty free. wyobrażacie to sobie? tylko ja i dziesiątki diorow, dolcze gabanow i kenzo kwiatów.
Dobra. Prawda jest taka ze powoli opadam z sil. dla mojego organizmu jest kilka godzin do przodu, jakas 1-2 w nocy. Coz zrobic, taki zywot podróżnika. (btw mam ochote na brokuły w sosie bazylikowo-smietanowym, a wy co byscie zjedli?)

Ide na spacer.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
kaja
kaja - 2009-11-07 17:00
to rzeczywiście emocji co nie miara się najadłaś :) dobrze, ze w końcu zdążyłaś na ten lot :) teraz pewnie już kolejnym samolocie siedzisz ;)
czekam na kolejne wieści :)
good luck!
 
syla
syla - 2009-11-07 18:33
uważaj na panią sraczkęęęęę))))))))
 
go.sia
go.sia - 2009-11-12 17:47
ja brokuły właśnie jem;]
 
 
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 52 wpisy52 134 komentarze134 394 zdjęcia394 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
11.05.2009 - 25.02.2010