Geoblog.pl    pograbisz    Podróże    ameryka poludniowa 2009-2010    tydzien w Cusco i MP
Zwiń mapę
2009
28
lip

tydzien w Cusco i MP

 
Peru
Peru, Cusco
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16673 km
 
przygoda z Machu Pichu rozpoczela sie od niewielkiej miejscowosci polozonej 7 godz od Cuzco, Santa Maria. wystartowalysmy o 13, o dziwo punktualnie, a trzeba dodac, iz peruwianczycy maja wielki problem z ´byciem na czas´. jak to powiedziala jedna piekna kolorowa peruwianska Pani, zawsze trzeba dodac peruwianska godzine, ktora lubi zamieniac sie w 2, a nawet i trzy. never mind ;)
na wieczor jestesmy w santa maria, wysiadamy na glownej ulicy, ktora liczy sobie moze 30 m dlugosci i 10 szerokosci. kilka budek z owocami, jakis kurak na ruszcie, kilku lokalnych mieszkancow zalegajacych leniwie na lawkach pod scianami malych wiejskich sklepikow. juz nam sie podoba ;) po chwili doskakuja do nas dwie male dziewczynki i jeden ciut starszy chlopaczek. zaczynamy negocjacje noclegowe. dziewczynka rozpoczyna od 10 soli, chlopiec spuszcza na 7... my wciaz kiwamy glowami, w sumie nie musimy sie targowac, wszystko rozgrywa sie miedzy nimi. ostatecznie poszlysmy za 7 z dwiema dziewczynkami. hostelik malutki, bardzo podstawowy, czyli tak jak zwykle. zostawiamy bagaze, smigamy do ¨centrum by ni night´na jedno piwko i kolacje. khm khm, najpierw kolacje, potem piwko, ))

po drodze zapoznajemy niemke o imieniu Franciszka, z ktora spedzilysmy reszte wieczoru i kolejne 5 dni.

szybka penetracja glownej ulicy, powrot do hostelu i spanie. jest cieplo, a nawet goraco. dobrze

dzien drugi
pobudka o 6.30, pszepyszne omlety jajeczne, pankejki z bananem i czekolada, kawka, soczek i ruszamy w trekk.
idziemy bez przewodnika, ale jestesmy dobrze zorientowane ktoredy do celu. po pierwsze mamy instrukcje od Hanny i Adriana (znajomi z irlandii, zrobili MP miesiac wczesniej), po drugie zagadalysmy do jednego przewodnika ktory wytlumaczyl nam jak mamy isc.
ruszamy.
slonce swieci jak szalone, jest cieplo, tfu - gorąco, i bardzo sucho. od czasu do czasu trafiamy na zagajniki drzew pomaranczy i bananowcow, ktore sluza cieniem.
mijamy zorganizowane grupy, staramy sie trzymac 30 m za nimi, co by na pewno nie pokrecic drogi. wychodzi bez zarzutu. po 4 h zaczyna sie bardziej skomplikowany szlak, duzo rozwidlen na prawo i lewo. ale jestesmy super hiro, mamy kompas, gps w mojej glowie i przewodnikow mijajacych raz na jakis czas, zatem ciezko sie zgubic

godz 14 to apogeum slonca i goraco. uf... jestesmy mokre, zmeczone, ale napieramy dalej. po 6 godz dochodzimy do hot springow, sporych rozmiarow kompleksu basenowego posrodku malowniczych, majestatycznych gor. zostajemy tam godzinke, zabkujemy, kraulujemy. relaks pierwsza klasa, niestety musimy isc dalej, za 2 godz zmrok, a my wciaz mamy kawalek do przejscia

ok 50 m przed santa teresa spotykamy miejscowego, ktory podpowiada, ze za moment bedzie maly skrot, cos ala sciezka, ktora mozemy dojsc do wioski, zaoszczedzajac kawalek drogi i czasu. czemu nie, probujemy. faktycznie znalazlysmy niby sciezke po srodku stromego nasypu, wygladala podejrzanie, ale skoro ON mowil, ze wszyscy tedy chodza, to i my musimy sprobowac. jak sie wkrotce okazalo, to byl bardzo zly pomysl... po 10 m kamienie wraz z ziemia zaczelys sie obsuwac. aha i wraz z nami. przez nastepne 20 min lezalysmy na brzuchach trzymajac sie korzonkow traw i klnac w nieboglosy, ze runiemy w dol. Syla zdolala wgramolic sie na gore, cala w kurzu, blocie, odrapana i przerazona... ja wciaz w rozkroku, zaraz za mna Frans... z wiekim trudem i mnie udalo sie wgramolic na gore... Frans, miala problem z plecakiem. pomysl byl taki, zeby zatrzymac auto, wziac line i wciagnac ja na gore, ale niestety nikt liny w peruwianskich dilzansach nie mial. pomysl nr 2 - plecak zrzucic w dol, wejsc samemu a potem po niego wrocic., zadzialalo. najsmieszniejsze bylo to, ze nasz skrot zaoszczedzil moze 100 metrow drogi, ktorej przejscie zajeloby 3 min. o ironio! o glupoto! haha i znowu w kurzu i blocie, ale.. cale i zdrowe.
idziemy dalej, zaczyna sie sciemniac. po 5 min zauwazamy sciezke, wylozona schodkami z kamieni. ha, to byl ten skrot o ktorym wspomnial lokalny
nasza reakcja: smiech i slowo na k+, dwa slowa na k+, trzy slowa na k*. odregowane

jestesmy w santa teresa, wioseczka ciut wieksza od poprzedniej. spotykamy grupe turysciakow, ktorych mijalysmy kilka godzin wczesniej na szlaku. zapraszaja na lokalne disco, oczywiscie zaproszenie przyjmujemy. jestemy zmeczone, 8 godz marszu dalo nam niezle popalic, ale reanimujemy obolale miesnie i bawimy sie do 1-2. bajlando

6.00, budzik halasuje jak szalony. wstajemy polamane, rozczochrane i wciaz niewyspane. szybkie pakowanie, sniadanie i w droge. trasa bardzo przyjemna, choc druga jej czesc troche nas zlamala, bo trekkowalysmy 3 godz po torach kolejowych. trzeba bylo isc w wielkim skupieniu co by wtrafic w belke i nie skrecic kostki. monotonnie i leniwie, z zakwasami, pogryzione przez peruwianskie male komary, ktorych ani nie slychac, ani nie czuc jak gryza. syla zlapala pierwsza kontuzje, naderwala sciegno w stopie. czlapiemy wolno, ale wciaz przed siebie.

na 15.30 jestemy w aquas calientes. miasteczko zbudowane doslownie na potrzebe turystyki. zero kolorowych pan, zero jedzenia na ulicy, peruwianskich psow i zapachu moczu. co w zamian? hotele za 200 zl, restauracje jak w europejskich stolicach, spagetti za 40 zl. haha machu pichu welcome!

dzielnie znajdujemy obiad za pol ceny, kelner sam do nas podszedl i zaproponowal 50 procent znizki na cale menu. moze faktyczne wygladamy na kloszardow? :)

zjedzone, wypite, zmeczone, ale... szczesliwe. jutro zdobywamy najbardziej wylansowane miejsce w tej czesci kontynentu. bedziemy tam my i 1000 innych turysciakow. to nic, doczekac sie nie mozemy:)
Syli noga wciaz nie taka, a w bileterni awaria systemu. czyzby znak, ze mamy zrobic dzien przerwy i ruszyc dnia nastepnego? ok, postanowione, spimy do oporu i bujamy sie po okolicach, a na zajutrz ruszamy do stolicy inkow.

wieczorem szukamy jakiegos przytulnego pubu, o dziwo o 22 na ulicach zero ducha. turysciaki spia, wiec i my zmierzamy do naszego hosteliku...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
frytka
frytka - 2009-08-04 21:11
cześć dziewczyny,wielkie dzięki za kartkę z solarów!!!!jednak poczta działa i to nie najgorzej.również pozdrawiam,ślę całusy i trzymam kciuki.fan-ka
 
Zorro z La Paz
Zorro z La Paz - 2009-08-08 15:44
Cze Paulinko,
... o Qrde i moj Boze.
A gdze Cie tam ponioslo!
No i te "kierowcy" co nie wiedza ze Ty z Wrocka.

Serdeczne Pozdro
Wujek Roman z HH
 
gośa
gośa - 2009-08-10 23:04
"dzielnie znajdujemy obiad za pol ceny, kelner sam do nas podszedl i zaproponowal 50 procent znizki na cale menu. moze faktyczne wygladamy na kloszardow? :)"
jesteście najpiękniejszymi i najcudowniejszymi kloszardkami, jakie ziemia widziała:)
cały czas jestem, śledzę:]
i ten-podbijajcie świat i czasem odpocznijcie, bo jak się czyta to nihuhu prawie odpoczynku nie widać;]
buźka
 
syla
syla - 2009-08-18 22:01
Frytko
prosze uprzejmie jesli chodzi o karteczke.
pozdrawiam cieplo)))))

Gosiu!
Wlasnie od jutra karaiby, plaza, piasek, szal cial)))) czyli robienie niczego.)))))
 
 
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 52 wpisy52 134 komentarze134 394 zdjęcia394 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
11.05.2009 - 25.02.2010