Geoblog.pl    pograbisz    Podróże    ameryka poludniowa 2009-2010    s: co robisz? p: spedzam czas
Zwiń mapę
2009
25
sie

s: co robisz? p: spedzam czas

 
Kolumbia
Kolumbia, Parque Tayrona
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 19949 km
 
nie inaczej,
byczymy sie w taganga, spedzamy czas z ludzmi, robimy NIC i...
uwierzcie nam, jestesmy bardzo zmeczone ;)

kilka shotow z tayrona,
szerszy opis niebawem...

update
tydzien spedzony w taganga rozleniwil nas okrutnie. dzien mijal za dniem, noc za noca, w gruncie rzeczy nie wiem sama ile dni zaleglysmy w tej uroczej klimatycznej wiosce, tam po prostu nie liczy sie czasu. kto by zagladal do kalendarza, internetu, czy telefonu? nie nie, nie po to przejechalysmy pol konrtynentu, zeby strofowac sie timingiem. zatem mocno zmeczone po tagangowych wojazach, postanowilysmy udac sie na odpoczynek :D nasz cel - park tayrona, oddalony o godzine jazdy autobusem, nie bez powodu okrzykniety kolumbijskim karaibskim rajem.

do tayrony mozna dotrzec na trzy sposoby: 1. lodzia z taganga lub sanata marta (40 US, a wiec stosunkowo drogo), 2. taxi z santa marta (rownie kosztowne), 3. colectivo z taganga do sanata marta (10 min, 0,6 $), w santa marta autobusem za 2 $, godzinna jazda, finisz przy tayrona + taxa za dolca, ktora dowozi nas pod brame wejsciowa parku.

jestesmy przed wrotami raju, co dalej?
kupujemy bilet (35 $), a on upowaznia do nieograniczonego czasowo pobytu, czyli mozna zostac 2 dni, albo i 2 tygodnie, wedle uznania. ok, mamy bilety, teraz tylko trzeba dojsc do campingu. w kwestii bazy noclegowej, istnieja trzy opcje (+4 powiedzmy mniej legalna, albo i wcale)
1. camping el cabo - najdalej polozony, jakies 2 godziny drogi na piechote przez jungle, lub plaza wzdluz brzegu. cabo jest miejscowka z iscie pocztowkowymi widokami. dodatkowy atutem jest mozliwosc plywania w morzu, bo akurat tu sa mniejsze wiry i nizsze faje. nocleg - mamy do wyboru 3 opcje - spanie w namiocie 10 $/os, spanie w chatce ze słomy (nie pamietam ceny, ale najdrozej), spanie w hamaku 7$. wiekszosc turysciakow wybiera opcje trzecia, po pierwsze najtansza, po drugie najbardziej klimatyczna. kazdy hamakowiec moze schowac swoje rzeczy do lockerow, dlatego pamietajcie zeby zabrac ze soba klodke. lockery sa bezplatne. jedzenie- na terenie cabo dziala jedna restauracja, a zaraz przy niej sklepik. duzego wyboru nie ma. towary dowozone sa na koniach i mulach, stad i ceny odpowiednio wyższe. przed wyjazdem uprzedzano nas, abysmy kupily jedzenie i wode w santa marta, bo w tayronie jest bardzo drogo. zatem zaopatrzylysmy sie w prowiant i picie na 6 dni (puszki rybne, warzywa, pieczywo, przekaski, 8 butelek rumu, 6 l coli i 10 l wody ;)). o ile z jedzeniem nie ma co przesadzac (z powodu goraca apetyt nie dopisuje), o tyle na wodzie nie mozna oszczedzac. 1,5l./ dzien to absolutne minimum. alkohol? kwestia gustu i uwarunkowan indywidualnych, rzeklabym;) a ceny w cabo? obiady od 5 do 12 dolcow. butelka wody 2 dolce(!), puszka piwa 0,33l 1,5 dolca. teraz wiecie, dlaczego warto zaopatrzyc sie wczesniej. jedyny problem to dwugodzinny 'spacer farmera' od bramy wejscioowej do campingu. 20 kg ciezaru, zar lejacy sie z nieba, duchota, brak powietrza, ogolna slabosc. ale do wykonania, choc latwo nie jest...
cos jeszcze? aha, pamietajcie o specyfikach na komary, bo noca sa ich tysiace. i wcale nie przesadzam! bezszelestni mordercy, nie slychac, ani nie czuc jak gryza, a rano budzisz sie z setka ukaszen. ja doliczylam 78 tylko na jednaj nodze, dzien dobry :) a potem drapiesz sie jak opetany. wszyscy sie drapapli, bez wyjatku. zatem psikacz na komary, latarka obowiazkowo (po 23 wylaczaja prad), klapki, 'gacie', recznik, okulary przeciwsloneczne i dobry humor.

2. w polowie drogi miedzy brama wejsciowa a cabo znajduje sie drugi camping - arecife. miejscowa ladna -bo brzydkich w tayronie nie znajdziecie. jedyny minus, zakaz kapieli z powodu wodnych wirow i ogromnych fal. noclegi sa tansze, ceny posilkow takie same. wybor nalezy do was.

3. camping polozony najblizej bramy wejsciowej (30min) nazywa sie san pedro, albo cos w tym guscie. umiejscowiony w junglii, zdala od plaz. najtanszy

4. mozna wziac swoj namiot i rozbic sie na dziko, powiedzmy pol godziny piechota od cabo. jeden warunek, musi byc na tyle daleko, zeby nikt z obslugi parku was nie shaltowal, bo grozi to przymusem natychmiastowego opuszczenia tyrony. ale. nasi znajomi z chile i wloch rozbili swoj namiocik i jakos nikt ich nie znalazl, zatem opcja do wykonania.

malownicze plaze tayrony goscily nas 5 dni. mysle, ze to czas optymalny, ciezko wysiedziec dluzej. moze gdyby noca cos sie dzialo, jakas muzyka, zabawa, cokolwiek. ale brak pradu od godz 23 uniemozliwia barwne zycie nocne, a ile mozna lezec pod palma i gapic sie w lazur? 5 dni, tyle nam sie udalo:)

co dalej? > wracamy do taganga
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
kaja
kaja - 2009-09-01 13:24
bosko tam macie :):)
 
pola
pola - 2009-09-03 19:06
NIC na to nie powiem ;)
 
Roszkulec
Roszkulec - 2009-09-06 20:18
Ograbiszu wracaj bo tesknie:(((
 
pograbisz
pograbisz - 2009-09-07 01:12
Roszkulcu, napisz mi swojego maila, bo to pilne> paulina.ograbisz@gmail.com
 
pola
pola - 2009-09-22 13:50
wracają?
wracają niech szczęsliwie :)
p/

 
Adam O.
Adam O. - 2009-09-23 15:10
Do zobaczenia we Wrocławiu.
 
 
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 52 wpisy52 134 komentarze134 394 zdjęcia394 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
11.05.2009 - 25.02.2010