Geoblog.pl    pograbisz    Podróże    ameryka poludniowa 2009-2010    pampa cd
Zwiń mapę
2009
11
lip

pampa cd

 
Boliwia
Boliwia, Rurrenabaque
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14513 km
 
po dwoch dniach leniuchowania w rurre, wykupilysmy 3 dniowa wycieczke na boliwijska pampe.
nasza ekipa skladala sie z 8 osob, pary z izraela, pary szkocko-irlandzkiej, jednego turka z mega poczuciem humoru i fryzura a'la jack nicolson z batmana 1 oraz panny ze szwajcarii podrozujacej samotnie.
raniutko wsiadamy w jeepa i jedziemy w busz. nie bardzo wiedzialam czego sie spodziewac, pampa o ile mi bylo wiadomo, to cos w rodzaju sawanny, zatem duzo zwierzat (a najwiecej robali), duzo roslin, kwiatkow, chwastow. ogolnie duzo wszystkiego :] zapowiadalo sie interesujaco
po 3 godzinach jazdy pogoda sie zepsula. zepsula to malo powiedziane, bylo jakies paskudne oberwanie chmury. a my poza bluza i strojem kapielowym nie mialysmy zadnych ciuchow. na szczescie w jednym miejscu znalazlysmy pellerynki, zatem szybki shopping, przywdzianie foliowej zbroi i jestesmy gotowe stawic czola boliwijskim darom natury.
wsiadamy do lodeczki przypominajacej 10cio osobowy kajak. plyniemy, plyniemy plyniemy. 2-3 godziny jakos. obserwujac wylegujace sie na brzegu zwierzeta: aligatory, kajmany, kapibary, malpeczki. nie bylo ich wiele z powodu zlej pogody, ale zawsze lepsze 'cos' niz 'nicos'
jak niebawem sie okazalo, to bylo preludium i bynajmniej nie mam n amylisli zwierzakow, ale prawdziwa katastrofe pogodowa. zaczelo padac jak z cebra... zimno i wietrznie, a my cisniemy lodka 30 na godzine ubrane w lekkie ciuchy. totalnie przemoczeni i zmarznieci docieramy w koncu do naszej noclegowni. miejsce zjawiskowe, usytulowane w lesie, zaraz przy brzegu rzeki. obok siebie ustawionych kilka domkow na palach, cos w stylu peruwianskich bungalosow, ale w calosci wykonanych z drewna i slomy. zajmujemy lozka, zrzucamy mokre ciuchy i opatulamy sie kocami, spiworami, wszystkim co suche i nadajace do okrycia. opatuleni jak balwanki zmierzamy w kierunku kuchni polowej, spragnieni czegos cieplego, np spagetti brokulowo czosnkowego w sosie smietanowym z dodatkiem blekitnego lazura i kilku listkow swiezej bazylii ;) tak czy inaczej ciepla herba z popcornem tez daly rade. ciut rozgrzani, oczekujemy glownego posilku, ktory (odziwo:)) nie byl spagetii, a przeszedl nasze najsmieljsze oczekiwania. jak na boliwijskie warunki i zdolnosci kulinarne, byl na prawde mega wypas.
zjedlismy wszsciutko, oblizujac talerze i w kime

dzien drugi, polowanie na anakondy...
niestety z powodu braku slonca nie udalo sie zadnej znalezc. troche bylismy zawiedzeni bo to glowny punkt programu. nasz guide byl na prawde dobry, wychowal sie w dzungli i wiedzial o tych zwierzetach wszystko. no niestety, tym razem nie wyszlo...
5 godzinnne poszukiwania, troche hardcorowo - czesto musielismy przechodzi przez rzeke wplaw, albo brodzic po kolana w blocie. goraca i smierdzaco w towarzytwie robalow i innych gadzin, czyli tak jak lubimy :)

wracamy, standardowo mega wyczesany obiad, godzina lezenia w hamakach i wypad na polow pirani. kazdy z nas dostal po zylce i garsci mieska. zaczynamy pelni entuzjamu i 'dobrych checi', ktore z uplywajacym czasem stawaly sie coraz mniejsze. no bo jak tu zacieszac, jak czlowiek sie stara a nic zlapac nie moze? no dobra, po godzinie zlowilam jedna mala rybenke, moze dluga na 5 cm, ale nie byla to pirania. syla z kolei zlapala rybe o nazwie NIC, mmmm palce lizac, tak smaczna byla:) reszta grupy nie odstawala poziomem, jedynie nasz przewodnik zlapal kilka pirani ale on to jest kozak wiec ciezko stanac z nim w szranki

ok, wracamy do naszych chatek, smazymy rzeczne dary losu i zjadamy ze smakiem.

update (s)

dzien trzeci
o poranku
budze sie i wychodze przed chatke a tam wielki aligator na brzegu tuz kolo obozowiska, nie wierze, nasz przewodnik pomacal go lekko miedzy oczami, szczerze to spodziewalam sie krwawego zakonczenia niczym z filmu szczeki.

Noca wybralismy sie z latarkami (no jedna moja))) na wyprawe lodzia w poszukiwaniu oczu bestii (czyt. aligator) w kryjowkach. swiecily sie jak ogniki, cale mnostwo. Naszemu przewodnikowi udalo sie znalezc malego aligatorka, ktorego polozyl mi na dloni, az sie nie chce wierzyc ze z takiego malenstwa wyrasta kilkumetrowy monster)

Ostatni dzien plyniemy tam gdzie delfiny skacza frywolnie pokazujac swoje rozowe grzbiety i wystawiajac mordki. Cumujemy lodke i co...wskakujemy do wody. Nie byla najczystrza ale jaka frajda z plywania z delfinami i uczucia podgryzania brzuchow przez jakies male paskudne rybeczki)

Powrot byl znacznie przyjemniejszy niz pierwszy dzien w mega ulewie. Slonko, my wylozone w strojach na lodce, oooo tak!!! w koncu sie opalimy. Widok olbrzymich aligatorow, kajmanow, kapibarow, czy ogromnych kolorowych ptakow to juz normalka.

Zapomnialabym o ciekawskich malpkach ktore wskakiwaly do lodzi i biegaly po siedzonkach a na widok bananow to oszalaly wskakujac nam na glowy. Pewnego dnia, w sumie to codzienie, malpki zagladaly przez okna podczas posilkow, bylo ich tam tyle ile u nas wrobli na drzewie. Moglam dotknac te mieciutkie zwierzaczki, smieszne byly.

w pon wracamy do rurre, wieczorem idziemy na drineczki z nasza ekipa.

update(p)
jedna ciekawa historia, ale to jeszcze sprzed wyjazdu na pampe. drugiego wieczora siedzimy na krawezniku i pocinamy w karty, bodajrze w makao. bylo radosnie i bardzo beztrosko ( i moze po kilku piwach ). w tym czasie podjezdza facet na motorze, omija nas, podchodzi do malego sklepiku obok, cos kupuje i wraca do pojazdu zaparkowanego tuz obok. patrze na niego, on podwija koszule i pokazuje mi pistolet. eeee... na chwile zastyglam w bezruchu.. pistole?!? rzucam na kupke karte i mowie do syli, ze facet ma bron. oniemiala spoglada w jego kierunku... on zdazyl ja schowac, wsiasc na motor i odjechac. coz, pochwalic sie chcial. nie wiedzialysmy jak zareagowac, bo byla to sytuacja tak absurdalna, ze hej. chcialo mi sie smiac, wiec sie zasmialam i rzucilam kolejna karte (nie pamietam kto wygral :))

mamo, tato... tylko bez paniki ;)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (19)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 52 wpisy52 134 komentarze134 394 zdjęcia394 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
11.05.2009 - 25.02.2010