(p) przez ostatatni tydzien podrozowalysmy po pogorzu jungas i okolicach boliwijskiej pampy. uzupelnimy wpisy najszybciej jak sie da. teraz jestesmy z powrotem w la paz i jest to nasz najbardziej pechowy dzien jak dotychczas. wybralysmy kase z bankomatu, zamienilysmy calosc w kantorze, nastepnie udalysmy sie do restauracji na obiad. po kilku minutach sylwia zorientowala sie ze nie ma tortebki z cala zawartocia, tj kasa, ciuchami, telefonem. pradwopodobnie zlodzieje - a bylo ich dwoch, bo kojarze dwoch typow ze stolika obok - obserwowalo nas podczas wymiany kasy w kantorze, nastepnie sledzili i weszli do tej samej jadlodajni co my. 5 sekund nieuwagi i torebki nie ma. coz, jestesmy w ciemnej dupie
w tej chwili brak nam entuzjazmu do opisania zeszlego, badz co badz fantastycznego, tygodnia... jak tylko pozbieramy sie metalnie, moralnie, jakkolwiek... uzupelnimy wpisy...
eh
update
(s) tak wiec juz w lepszym nastroju:-) nie damy sie zlodziejom!!!
W Coroico biedna paula zgon w lozku. Cos z zoladkiem. Kupilam jej co moglam i uwazalam za sluszne w takim stanie, cos lekkiego do jedzenia, woda i leki i ide w gory.
Dowiedzialam sie w biurze turystycznym jak dojsc do 3ech wodospadow samemu, z przewodnikiem troche droga impreza, a okazalo sie ze trasa nie wymaga zadnej ogromnej wiedzy i spokojnie mozna zrobic ja samodzielnie.
niestety nie mialam przy sobie aparatu. Ale te 5 czy 6 godzin treku bylo czyms cudownym. Gory przeogromne i czlowiek caly czas sam. Podczas calej wyprawy spotkalam tylko dwojke ludzi po drodze. PIekne widoki, zielone gory, w oddali male wioseczki. Same wodospady nie byly czyms zapierajacym dech, ale spacer do nich goraco polecam.
Wieczorem, na szczescie PAula wstala z lozka i poszlysmy na spacer, bo w tym smierdzacym pokoju ciezko bylo wytrzymac, nie byl to najlepszy hostel, no ale tani.